OION to oddział, który zostawia w wielu ludziach ślad na zawsze. Doświadczyć na nim można cudów, które tam dzieją się codziennie. Czasem dotykają Ciebie, czasem widzisz je na sali obok. Doświadczyć na nim można straty, tak wielkiej, że samo jej wyobrażenie rozrywa serce. Nigdzie indziej nie doświadczyłam jednak życia tak głęboko, że czułam je w każdej komórce swojego ciała.
OION rządzi się swoimi prawami... oto kolejne z nich.
Zdarza się Ci czuć żal za tym, że nie dane Ci było poczuć jak to jest być na końcówce ciąży? A może patrzenie na radosne ciężarówki, które rodzą lada dzień sprawa Ci ból? Czujesz wewnętrzną złość... na siebie, na nie, na cały świat?
Nie tak miała wyglądać końcówka Twojej ciąży. Nie dane Ci było wybierać łóżeczka, dekoracji do pokoju dziecięcego. Nie czułaś tej radości na myśl, że już za chwilę będzie Was więcej. Nie było baby shower, nie było kwiatów i gratulacji od najbliższych.
Było za to za wcześnie, było strasznie, było nie tak jak powinno... Zamiast radosnego wyczekiwania dniu wypisu we dwójkę, był lęk jak Ono sobie poradzi bez Ciebie w szpitalu. Zamiast tulenia, strach czy w domu po wypisie będzie wiedziało, że jesteś jego mamą. Zamiast spokojnego wpatrywania się w miarowy oddech najmniejszego z cudów świata, nerwowe zerkanie na monitor aparatury w szpitalu i starania, by tym razem podczas kangurowania alarm nie zawył... by Cię nie sparaliżowało ze strachu, by dano Wam choćby tę namiastkę bliskości.
Dziwnie jest pytać się obce osoby, czy można dotknąć swoje własne dziecko. Dziwne jest, gdy to obce ręce zajmują się maleństwem, a Ty możesz tylko stać i się temu przyglądać. Świadomość, że inkubator jest bezpieczniejszy niż Twój brzuch zabija jakiekolwiek przebłyski radości... zamraża uczucia, studzi ekscytacje... nie daje za wiele pola by czuć się w pełni matką. Zawiodło się, poległo na całej linii... wyrzuty sumienia dokuczają. Tak wtedy myślisz.
Masz prawo czuć, po tym wszystkim co przeszłaś żal, złość, frustrację... Tęsknotę za tym, jak być powinno.
Żałoba... odczuwamy ją nie tylko, gdy odchodzi ktoś nam bliski. Przeżywamy ją również wtedy, gdy tracimy bezpowrotnie szanse na te chwile, które były przez nas wyczekiwanie z radością, które miały z nas uczynić kogoś wyjątkowego, które miały nadać naszym oczekiwaniom większy sens. Żałoba... Masz do niej prawo. Nie jest niczym złym.
Pamiętaj proszę, że to właśnie ona pomaga uporać się z tym co było, robiąc miejsce na to co będzie...
Perspektywa ojca wcześniaka jest równie ważna...
Wiecie jak to jest, gdy Twój świat rozpada się na milion kawałków a Ty masz dać radę?
Masz być wsparciem dla matki swojego dziecka, masz brać na klatę rozmowy z lekarzami, wysłuchać tych wszystkich wiadomości, które nie są przeznaczone dla jej uszu, bo ją załamią - Ty masz wysłuchać ze spokojem ich wszystkich i jeszcze dzielnie walczyć z szarą codziennością.
Praca, dom, szybki prysznic, jedzenie w przelocie, szpital, Ona w połogu, wzloty i upadki dziecka...
Musisz dać radę, musisz wspierać, musisz chodzić do pracy, musisz zachować spokój, musisz myśleć logicznie, gdy spadają na Ciebie kolejne niepomyślne wiadomości, musisz w pracy wciąż dawać z siebie 100%, mimo, że myśli wciąż krążą wokół inkubatora... strasznie dużo tego "musisz"...
On - mąż, ojciec, partner... ma być, trwać jak skała, nie płakać, nie łamać się, nie uginać ramion pod coraz większym ciężarem, jakie życie rzuca mu na barki...
Da się tak?
A gdybym Wam powiedziała, że wcale nie musi? Że nikt z nas nie musi, bo nikt nie jest przygotowany na to co zastanie na OION?
Plątanina kabli, wielkie machiny i inkubator zajmujące 1/3 pokoju, a to wszystko po to, by utrzymać przy życiu dziecko - Jego dziecko, Wasze dziecko... Zdarza się nam zapominać, że ojcowie nie są ze skały, że OION dotyka równie mocno i ich, że rollercoaster jaki zgotuje im los i ich życie, plany i marzenia wywraca do góry nogami.
Płacząca matka nad inkubatorem - ten widok został na OION oswojony, załamany ojciec - w takiej sytuacji nie każdy umie się zachować.
Nie zapominajcie proszę, że na OION upadamy i podnosimy się wszyscy... WSZYSCY...
Nadrabianie to coś co niezwykle trapi rodziców, szczególne tych skrajnych wcześniaków.
W zderzeniu z poszpitalnymi realiami często słyszymy, że nasze dzieci są z czymś "do tyłu". Muszą gonić rówieśników, nadrabiać szybko zaległości.
Oczekiwania są duże, poprzeczka zawieszona wysoko. Szczególnie przez najbliższą rodzinę czy znajomych.
"A bo mój Franio w tym wieku to już sam siedział." " Moja Marysia na roczek to już biegała." " Nasz Józio to pięknie mówił w wieku dwóch lat."
Ile się czasem człowiek tego nasłucha... A my ciągle gonimy tego króliczka... czasem go nigdy nie dogonimy - taka szara rzeczywistość. Ale, gdy dopadnie Was frustracja z tego powodu pamiętajcie, że nasze dzieci przeszły już najsroższą lekcję życia i poradziły sobie koncertowo. Zdobyły najcenniejsze trofeum - własne życie!
I miejcie w sobie taką refleksję - jak trudne musi być dojrzewanie poza łonem matki, że te miesiące lub tygodnie do nadrobienia liczy się w latach, więc dajcie sobie trochę luzu i pozwólcie, by dzieci pewne rzeczy nadrabiały we własnym tempie.
Nic bowiem tak nie odbiera radości z rodzicielstwa jak oczekiwania niewspółmiernie do możliwości naszych dzieci. Czasem musimy zadowolić się tym, że po prostu są... nawet jeśli nigdy z ich ust nie usłyszymy "mamo" lub "tato".
PS. W przypadku wcześniaków po ich narodzinach określając ich wiek operujemy pojęciem wieku korygowanego. Im krócej trwa ciąża, tym większe znaczenie on zyskuje. W przypadku skrajnych wcześniaków podawanie wieku korygowanego jest koniecznością.
Rokowania, szanse na przeżycie własnego dziecka to coś co spędza sen z powiek rodziców wcześniaków...
I choć czasem pytania o nie pozostają niewypowiedziane, to zdarza się, wcale nie tak rzadko, że kłębią się one z tyłu głowy niczym gradowe chmury na horyzoncie.
Jakie ma szanse?
Czy przeżyje?
Jakie będą powikłania?
Czy da radę?
Wujek Google podpowiada, że im wcześniej doszło do porodu tym te szanse maleją. Szanse na szczęście wyrażone w bezdusznym rachunku prawdopodobieństwa... 24tc taką granice znałam, gdy przywitałam się z wcześniactwem.
Czy faktycznie bezgranicznie wierzyć należy liczbom? A gdybym Wam powiedziała, że postęp medycyny jest o wiele szybszy niż zakładamy? Gdybym Wam pokazała, że to co jeszcze 10, 15 lat temu było nieosiągalne dziś przestaje być marzeniem?
Nie wierzycie? Są już w USA placówki w których prawie 70% wcześniaków urodzonych w 22 tc przeżywa.
Szanse rosną, granice się przesuwają... Medycyna prze ostro do przodu, a razem z nią nasze dzieci. Karmcie zatem wiarę w zwycięstwo swojego dziecka miłością do niego, nie do liczb. Bo te, jak widzicie, zmieniają się szybciej niż jesteśmy w stanie przewidzieć.
Słowa pocieszenia, czasami potrafią ranić równie mocno jak milczenie.
Będzie dobrze - trudno w to uwierzyć, gdy stan jest krytyczny.
Będzie dobrze - nie daje się w to wiary, gdy lekarze mówią, że wyczerpali już swoje możliwości i zostaje tylko czekanie i modlitwa. Wtedy modlić się zaczynają nawet ateiści. Próbują zrobić deal z Bogiem, w którego jeszcze chwilę temu nie wierzyli.
Będzie dobrze - zaczyna irytować, gdy z godziny na godzinę jest gorzej.
Będzie dobrze - nie brzmi prawdziwie z ust osób, które nie widziały kilogramowego ciałka podpiętego do sprzętów zajmujących 1/3 pokoju.
Nigdy nie ma gwarancji, że będzie dobrze. Jest za to nadzieja.
Na OION coś co wydaje się nam trwać chwilkę, dla innych może trwać całą wieczność.
Bywa, że te kilka minut dla jednych to całe życie dla drugich. Póki stan nie jest dobry, póki nie wyjdzie się z oddziału intensywnego nadzoru nigdy, nie można być pewnym ile to jest chwila.
Zdecydowanie czas na OION biegnie inaczej... Doceniajcie zatem każdą sekundę, która jest Wam tam dana.
Jak To będzie wyglądać? – zapytała.
Nie wiem, to zależy głównie od Ciebie – odrzekła Jej Wysokość. - Mogę Ją zabrać bezboleśnie, po cichu, bezszelestnie utulić, gdy się z Nią już pożegnasz... gdy dasz Jej odejść. Będę delikatna, oswoję Ją z tym co nas czeka... jeśli tylko mi na to pozwolisz...
A jeśli będę walczyć? Jeśli Ci Jej nie oddam? Przecież ja nie mogę na to pozwolić! Jestem Jej matką! Kocham Ją, nie zrezygnuję z Niej! Lekarze muszą o Nią walczyć, nie pozwolę im się poddać! - toczyła zażartą dyskusję, niemal wykrzykując kolejne słowa.
Ja! Ja! Ja! Ciągle ja! A gdzie w tym jest Ona? – przerwała jej. Ostre słowa cięły powietrze niczym brzytwa… Szybko zamilkła. Minęła chwila nim Śmierć znów złagodniała. Szukała słów, które mogłyby dobrze oddać jej intencje.
Oczywiście, że możesz walczyć. Masz do tego prawo. – w końcu się odezwała spokojnie - Wtedy będzie Jej trudniej. Będzie się miotać między Tobą a mną, aż w końcu całkiem opadnie z sił zaznając więcej bólu i cierpienia niż będzie w stanie znieść… i odejdzie z poczuciem, że Ciebie zawiodła. Wiesz, że ilekroć do Niej wcześniej przychodziłam zawsze mówiła, że to jeszcze nie czas, bo Ty nie jesteś gotowa? I godziłam się na to, widząc w Jej oczach jeszcze cień siły. Dla Ciebie była w stanie znieść wszystko. Miłość dodawała Jej sił. Ale teraz w tym małym ciałku, nie ma miejsca nawet na jej odrobinkę… wszystko wypełnia ból i cierpienie.
Czyli to nieuniknione? – zapytała. Śmierć skinęła głową.
Po co zatem rozmawiamy? – zapytała butnie.
Bo Ona mnie o to prosiła – odrzekła Śmierć - Prosiła, żeby Ci powiedzieć, że będzie dobrze, że da sobie radę, że Ty też dasz sobie radę, że musisz mi zaufać.
Dlaczego mam Tobie ufać? Zabierasz mi Ją bezpowrotnie i mam być Tobie za to wdzięczna? – pytała z wyrzutem, choć dało się wyczytać z tonu głosu, że powoli przychodzi zrozumienie.
Bo Ona mi ufa. – Odparła Śmierć łagodnie.
Nastała chwila ciszy…
Czy mogę zatem teraz ja o coś Cię poprosić? – zapytała spoglądając w stronę Jej Wysokości. Śmierć znów skinęła głową.
Mogę się z nią pożegnać… tak bez Ciebie?
Śmierć odsunęła się od inkubatora i stanęła po cichutku przed salą. Patrzyła zza szklanej szyby jak tulą się ostatni raz.
Zajmuj się Nią troskliwie nim do Niej dołączę. Kochaj Ją mocno. – wyszeptała nim oddała Ją w jej objęcia.
Już ją kocham, dlatego przychodzę...