Katar zagrożeniem dla wcześniaka

To tylko zwykły katar

"To tylko zwykły katar" – słyszę jak obok mówi do pielęgniarki ojciec chcący wejść na salę OION w moim szpitalu, po czym jeszcze efektownie na nią kicha. Chce wejść na MOJĄ SALĘ, gdzie leży MOJE DZIECKO…

Moje dziecko – za które oddycha respirator.
Moje dziecko – które ma już trzeci dzień wprowadzoną rurę do opłucnej, by odbarczała mu płuca, tak by respirator mógł ją efektywnie wentylować.
Moje dziecko – które ma wzdęty brzuch i właśnie diagnozują ją pod kątem martwiczego zapalenia jelit.
Moje dziecko – które dostaje morfinę, by mogło znieść ból.
Moje dziecko – którego ja nie mogę dotykać, bo stanowię dla niego zagrożenie.

"Wykluczone" – słyszę głos pielęgniarki.
Uff…. oddycham z ulgą, w myślach jej dziękując.

"Ale tam leży mój syn, chcę go zobaczyć, założę maseczkę." – ojciec nie daje za wygraną.

"Proszę Pana, po ostatniej wizycie zakatarzonego rodzica pół oddziału mało RSV. Pięcioro wcześniaków wróciło na respirator, jedno z nich zmarło. Chce pan mieć na sumieniu dziecko? Czyjeś dziecko, a może swoje dziecko? Proszę wrócić, gdy będzie pan zdrowy." – skwitowała, po czym zamknęła mu drzwi przed nosem.

Dwa lata temu byłam świadkiem takiej sytuacji. Pielęgniarki z neonatologii mają to na co dzień. Po dziś dzień jestem im wdzięczna za ten rygor sterylności i zdrowia.

Tak, katar dla zdrowego człowieka nie jest straszną przypadłością – upierdliwą tak, ale nie śmiertelną. Często nawet nie zwracamy uwagi, że go mamy, ot parę pociągnięć nosem i tyle… ale w przypadku wcześniaków, może być śmiertelnym zagrożeniem.
Bo to, co objawia się u dorosłego jako katar, u wcześniaka bardzo szybko przekształca się w zapalenie oskrzeli lub płuc.

Wcześniaki i tak zmagają się z licznymi przeciwnościami, to już i tak nierówna walka na samym stracie. Lista trudności, z którymi mierzy się taki wojownik może być bardzo długa – patrz zdjęcie.
Niektóre z nich są bardzo niebezpieczne, z jednych wychodzi się obronną ręką, inne zostają do końca życia.
Czy do tej listy faktycznie chcecie dołożyć jeszcze swoją cegiełkę?

Wyobraźcie sobie dziecko, które urodziło się tak wcześnie, którego stan jest tak poważny, że oddycha za niego respirator, dostaje jeszcze od takiego „niefrasobliwego” odwiedzającego wirusa, który już totalnie łamie jego możliwości oddechowe.
Bo jak walczyć o oddech, gdy sił brak?
Jak walczyć, gdy każdy oddech jest bólem?
Jak oddychać, gdy maszyna nie ma już technicznie większych możliwości wspierania oddechu?
Jak walczyć, gdy w płucach, zamiast powietrza, z powodu owego wirusa, zaczyna zbierać się płyn?
Czym wtedy oddychać?

Nie na darmo na oddziałach neonatologicznych obowiązuje rygor sterylności, zaś osoby odwiedzające powinny być zdrowie.
A i owszem można założyć maseczkę, można zdezynfekować ręce – ale czy to daje pewność? Żadnej. Wystarczy jedno kichnięcie by roznieść zarazki dalej – na lekarzy, na pielęgniarki. A ci poniosą je dalej do dzieci.
Czy faktycznie warto tak ryzykować?

Gdy wychodziliśmy ze szpitala dostaliśmy, obok całej listy specjalistów do odwiedzenia, przykaz odnośnie odwiedzin, z resztą bardzo prosty – zero odwiedzin przez najbliższe trzy miesiące, bo jest sezon grypowy.

Pamiętam jak dziś, gdy kuzynka mówiła mi przez telefon, że cackam się z dzieckiem, że jak już wyszło po takim czasie ze szpitala to znaczy, że jest zdrowe i o co ten szum z odwiedzinami i dezynfekcją rąk.

Ano szum jest o to, że spora grupa wcześniaków po takim falstarcie, dostaje na pamiątkę dysplazję oskrzelowo-płucną i nikłą (czasem nawet zerową) odporność.

Uwierzcie mi, żaden z rodziców nie chce wracać do szpitala z chorym dzieckiem, bo babcia przyszła z katarem. Żaden z rodziców nie chce znów widzieć swojego dziecka pod respiratorem – a to najczęstszy scenariusz zapalenia płuc u wcześniaka.

Wystarczającym ryzykiem już jest samo chodzenie po specjalistach z takim brzdącem. Naprawdę chcecie dokładać rodzicom i dziecku kolejnych trosk?

Wiecie jak wygląda podróż do poradni specjalistycznej z takim dzieckiem?
Ja wiem.
Jedzie się w dwie osoby, jedna zajmuje kolejkę, a druga siedzi w aucie z dzieckiem. Na telefon przychodzi się z niemowlakiem do gabinetu. A co gdy nie ma tej drugiej osoby? Siedzenie jak najdalej od ludzi nie zawsze jest możliwe. A w kolejce, jak to w kolejce - ten kichnie, ten prychnie, biegają dzieci z gilem do pasa…

Stąd mój apel.
Rodzicu, wiem, że chcesz dla dziecka jak najlepiej, dlatego, gdy jesteś chory nie odwiedzaj go, nie narażaj też innych dzieci. Zaufaj lekarzom i pielęgniarkom – oni zajmują się nim najlepiej jak potrafią.
Mamo jeśli chcesz podać swoje mleko – zadzwoń na oddział lub do lekarza prowadzącego, uprzedź jaka jest sytuacja i podaj je przez męża, mamę, siostrę - pielęgniarkom, one już wiedzą co z nim zrobić. To działa, mój mąż tak robił.

Drodzy krewni, jeśli macie w swojej rodzinie wcześniaka – nie bagatelizujcie obaw rodziców i personelu medycznego. Każą poczekać z wizytami – cierpliwie poczekajcie, każą dezynfekować ręce – dezynfekujcie. Zabraniają wizyt – uzbrójcie się w cierpliwość.
Chcecie mieć na sumieniu dziecko? Czyjeś dziecko? TO dziecko?