Nie wiem, jak wasze kruszyny, ale moja jest mega wymagająca w zabawie. Książeczki, zabawki, kolorowanki, farbki, piasek kinetyczny, śpiewanie, tańce to wszystko jest super, ale... no właśnie - ale... na 5 minut.
Po 5 minutach wchodzi w tryb jęczydełka i tyle by było wspólnej radości z zabawy.
Przy ostatnim ataku nudnomimozy, jakże często spotykanym podczas deszczowej pogody czy ostatnich stadiów zdrowienia dziecka, postawiłam na improwizację.
Nie wiele myśląc, mając pod ręką karton z ostatniej przesyłki, kilka nakrętek i kawałek sznurka wzięłam się za budowanie pojazdu.
I to nie byle jakiego, wszak jęczydełko me, wykazuje wysokie umiejętności współpracy, jeno wtedy, gdy ta idzie po jej myśli.
Ale już sam fakt, że matka coś dłubała, wycinała i kleiła sprawił, że atak nudnomimozy zelżał i zaczęła aktywnie uczestniczyć w dziele tworzenia.
Procesu powstawania dzieła opisywać nie będę, wszak zależny jest w głównej mierze od dostępności czasu (czytaj - cierpliwości waszego osobistego jęczydełka), narzędzi i waszej fantazji.
A, że Polacy fantazję ułańską mają, to wam się w plany mieszać nie będę.
Poniżej przedstawiam wam tylko przepis na małego Kubicę
Miłej zabawy.